Zużycie ostatnich tygodni #5

Zużycie ostatnich tygodni #5
Witajcie po długiej przerwie. Spojrzałam na datę ostatniego wpisu i widziałam, że było to dokładnie 3 tygodnie temu. Tak długiej przerwy na blogu chyba nigdy nie miałam. Jednak poza blogiem jeszcze jest życie prywatne i czasami ono pochłania więcej czasu. Ostatni czas był dość intensywny i wiele się działo, byłam m.in. na Targach we Frankfurcie, a po targach na krótkiej wycieczce po Frankfurcie. Dodatkowo jeszcze, jak już kiedyś wspomniałam, podjęłam się dalszego kształcenia. Ale nie o tym dziś post. Ponieważ ostatnio zużyłam dużo produktów, pomyślałam, że właśnie o tym zrobię wpis. Znadziecie parę perełek i parę mniej lubianych produktów.
Od lat używam dezodorantów Rexony. Jednak będąc kiedyś we Francji skusiłam się na dwupak z Dove i powiem szczerze, że żałowałam tego. Dezodorant Dove w sprayu w wersji oryginalnej pozostawiał białe plamy na ubraniach. Przed użyciem trzeba pamiętać, aby produkt dobrze wstrząsnąć, aby uniknąć białego osadu. Zapach przyjemny, bardziej neutralny, które też i lubię, jednak jeśli chodzi o właściwości powrócę do Rexony w sprayu. Produkt z Dove nawet na długo chroni nas przed nieprzyjemnymi zapachami.

Kolejny produkt, który jest mi znany od lat to szampon przeciwłupieżowy z Pantene Pro-V. Raz do roku w okresie zimowym kupuję jedną butelkę szamponu, bo borykam się z łupieżem. Kocham gorące kąpiele, które jednak dla skóry głowy nie są korzystne. W efekcie powstaje łupież jak co roku o tej samej porze. Szampon ten zawsze pomagał, natomiast w tym roku zauważylam, że nie przyczynił się do zwalczania łupieżu i musiałam sięgnąć po coś droższego i sprawdzonego z apteki, a mowa tu o Nizoralu, bo po jednym użyciu łupież znika. Plusem Szamponu z Pantene jest to, że jest gęsty i przez to wydajniejszy, bo nie przecieka przez palce. Nie wiem, czy moja skóra głowy potrzebowała czegoś mocniejszego, czy po prostu przyzwyczaiłam się do niego i uodporniłam się na niego, ale jednak nie powrócę do tego produktu. 
Kolejnym produktem jest mleczko oczyszczającego z Alverde z dodatkiem dzikiej róży. Nie było mojego mleczka z Nivea, a do Rosmannu chodzę dość rzadko po emulsję z Alterra, bo mi nie po drodze. Mleczko ma charakterystyczny, dość intensywny zapach. Nie wysusza jednak skóry i ładnie domywa makijaż. Jest to produkt godny polecenie! A co najważniejsze, nie pozostawia tłustego fimlu na buzi. Idealny nie tylko dla cery suchej ale także dla cery mieszanej. Lubię ten produkt i co jakiś czas do niego wracam. Stosuję go mleczko głównie wieczorem.

Kolejnym zużytym produktem pielęgnacyjnym jest dobrze znany peeling do twarzy marki AOK. Nie wiem, które to już opakowanie, ale po prostu uwielbiam ten produkt za działanie. Przede wszystkim nie wysusza skóry, pięknie złuszcza martwy naskórek. Skóra po użyciu jest mięciutka i wygładzona. Dodatkowo przy regularnym sotosowaniu można ograniczyć ilość wągrów. Stosuje 2 razy w tygodniu. Produkt przeznaczony jest do cery mieszanej. Mój ulubieniec od lat, nawet nie testuję innych produktów. Dostępność w niemieckich drogeriach. Nie ukrywam, że chciałabym znaleźć jakiegoś dobrego polskiego odpowiednika. 
Ostatnim produktem pięlęgnacyjnym jest regenerujący krem półtłusty marki Soraya. Krem zawiera olejek araganowy. Wobec tego produktu mam mieszane uczyucie. Z jednej strony jego półtłusta konsystencja świetnie się sprawdziła przy tegorocznych bardzo niskich temperaturach, z drugiej strony jednak miałam wrażenie, że to nawilżenie nie jest optymalne. Jakby się osadzał na skórze twarzy. Namówiona kupiłam go kiedyś razem z kremem pod oczy za 10 PLN. Szkody nie wyrządził, jednak moim ulubieńcem też się nie stał. Obecnie powróciłam do stałego ulubieńca z Nivea w wersji różowej. 

Również w tym poście umieszczę kolorówkę. Z racji tego, że kolorówkę zużywa się naprawdę wolno, mija się z celem, robić oddzielnego posta. Pierwszym produktem jest podkład nawilżająco-rozświetlający Calming Effects marki Avon. Produkt nie był taki zły. Kolor Nude niewiele odbiegał od Revlona CS 150 Buff. Warto zaznaczyć, że jest to lekki podkład, więc mocnych niedoskonałości nie zakryje. Mi on jednak wystarczał, bo dawał lekkie naturalne krycie. Schodzil równomiernie po paru godzinach, czyli dzień w pracy przetrzymał. Obecnie nie mam dostępu do Avonu, dlatego nie zakupię go ponownie. Druga sprawa, znalazłam świetny CC cream z Bell, który uwielbiam i bardziej mi odpowiada za dostępność, cenę i efekt jaki daje. Z pewnością produkt z Avonu jest godny uwagi. Na wizażu można znaleźć na jego temat wiele przychylnych opinii. 

Ostatnim produktem jest tusz do rzęs So Coture marki L'oreal. To chyba dobrze wszystkim znany hit blogosfery. Nie mam mu nic do zarzucenia. Uwielbiam go za efekt, jaki daje na moich rzęsach. Po jego użyciu moje rzęsy są jak firany, a przy tym pięknie oddzielone, wydłużone i podkręcone. Można nakładać pare warstw, aby potęgować spojrzenie. Obecnie wróciłam do tańszego ulubieńca sprzed lat do Max Factor 2000 Calorie. Warto upolować ten tusz w rosmanowskiej promocji, bo jego regularna cena moze odstraszać. Moim zdaniem ten produkt jest jednak wart ceny bez promocji. 

Miłego weekendu i pozdrawiam!

W następnym wpisie umieszczę chyba recenzje paletek W7.

Do następnego!

Monwa:*



Perełki z Avonu

Perełki z Avonu
Witajcie!

Marka Avon jest mi dobrze znana jeszcze za czasów szkoły, a właściwie towarzyszy mi od końca podstawówki poprzez gimnazjum i szkołę średnią. I choć już dawno jestem po studiach, tak i dziś chętnie sięgam po parę produktów tej marki, które moim zdaniem są produktami ponadczasowymi. Przekonują mnie swoją jakością i ceną. Mimo upływu lat, chętnie do nich wracam i nawet szata graficzna się nie zmieniła. Pewnie też macie swoje perełki z Avonu, bo kto nie zna kultowych kulek brązujących czy nie kojarzy zapachu Celebre w szatni szkolnej? :-) Ciekawe jest to, że mimo upływu lat te produkty nadal istnieją w katalogu i cieszą się dużym zainteresowaniem. Potwierdza to też moje przekonanie, że są one po prostu ponadczasowe i kultowe. W branży kosmetycznej wiele się zmienia, są wprowadzane nowe produkty na miejsce starych, także i szta graficzna ulega ciągłym zmianom, aby przykuć uwagę konsumenta. W avonie jednak jakby się czas zatrzymał, za co cenię sobie tę markę. Mam sentyment do tej marki, bo przecież kiedyś to był luksus. Poniżej przedstawię Wam produkty, które mogłabym o każdej porze dnia i nocy zamówić i każdemu polecić, bo po prostu przekonują mnie swoją jakością. Piszcie w komentarzach jakie są Wasze perełki z Avonu.


Pierwszym produktem są kuleczki brązujące z Avonu. To już moje drugie opakowanie. Kuleczki te są bardzo wydajne. Sam odcień brązu jest bardzo przyjazny dla buzi, bo daje efekt tzw. muśnięcia słońcem. Z sentymentem powracam do zdjęć licealnych, szczególnie do zdjęcia z pierwszego dowodu, bo na tym zdjęciu te kulki brązujące pięknie się prezentują. Pudełeczko zawiera parę kolorków tych kuleczek od jasnych poprzez ciemne brązy, a wymieszane razem dają piękny efekt na kościach policzkowych. Tonacja kuleczek jest wprawdzie ciepła, ale nie jest to tzw. rudy, ciepły kolor. W drogerii czy perfumerii nie jest łatwo znaleźć taką tonację. Do tego ich trwałość przez cały dzień sprawia, że to ulubieniec od lat i pozostanie ze mną na długo w kosmetyczce. Polecam wszystkim, kto szuka brązera.

Kolejnym produktem, który mi towarzyszy od lat to maseczka błotna z minerałami z Morza Martwego z Avonu. Czyli ta kultowa maseczka w szarej szacie graficznej. Mimo upływu lat design się nie zmienił. Posiadam cerę mieszaną i uważam, że ta maseczka spisuje się świetnie. Nie wysusza skóry, oczyszcza cerę i niweluje zaskórniki. Stosuje ją raz na tydzień, dwa. Używam jej naprzemiennie z maseczkami z Ziaji. 

Kto przypomina sobie zapach Celebre w szatni szkolnej? Mam wrażanie, jakby to było dziś, a to już tyle czasu minęło i zapach nadal znajduje się w katalogu. Celebre to zapach owocowy i przyjemny dla nosa i nie jest aż tak intensyny. Nie mam swojego ulubionego zapachu ale jeśli miałabym się spontanicznie na jakiś zapach zdecydować, byłaby to właśnie Celebre! W jednym z ostatnich zużyć mogłyście zobaczyć spray do ciała z tej serii. Uważam, że zapach trzyma się na skórze na tyle, ile powinien. Nawet na drugi dzień powieszone ubrania w szafie pachną właśnie Celebrą.

Kolejnym produktem za niewielka cene są błyszczyki z Avonu z serii ultra glazewear. Posiadam ten błyszczyk w odcieniu tickled pink. Kolor ten określiłabym jako przygaszony róż, który pasuje do codziennego makijażu. Lubię te błyszczyki za wykończenie, komfort noszenia, trwałość, efekt i ich niewielką cenę, bo w promocji można je dostać już za 9,99 PLN.  Uważam, że mogę je na równi stawiac z błyszczykami z L'oreala. Momi zdaniem te z Avonu są nawet lepsze, bo nałożone na usta, dają efekt takiego lakieru, cieńka warstewka produktu, która jest niewyczuwalna na ustach. Dodatkowo nie sklejają ust i długo utrzymują się na nich. Dla mnie trwałość bez zarzutu. Kupiłabym z pewnością ponownie.

Ostatnim kultowym produktem jest kredka do oczu. Z drogerii przetestowałam już wiele kredek ale nie znalazłam lepszej aniżeli ta z Avonu. Mowa tu o wysuwanej kredce o konsystencji półżelowej. Obecnie nie mam dostępu do Avonu, ale gdybym tylko miała, od razu zamówiłabym ją. Czerń jest faktycznie głeboka czernią. Nie osypuje się i nie rozmazuje się. Ponadto ze względu na konsystencje jest przyjemna w użyciu, bo nie jest ani za ostra ani za tępa. I za to sobie ją głównie cenię. Miło tę kredkę wspominam i do tej pory nie znalazłam nic lepszego w drogerii. 


Pozdrawiam i życzę udanego weekendu!

Jakie są Wasze perełki z Avonu?

Do następnego!
Monwa:-) :*

Copyright © 2016 monwapl , Blogger